Postanowiłam wam powiedzieć trochę o tym jak do tej pory wyglądało moje życie...
A raczej ten najgorszy moment, czyli od października do teraz
W październiku wyjechałam na studia, jak się można domyśleć niezdrowe studenckie jedzenie plus alkohol nie pomogły mojej ówczesnej sytuacji.
Gdzieś w grudniu stwierdziłam, że dosyć tego... i zaczęłam ćwiczyć. Niestety wyszło jeszcze gorzej, bo po ćwiczeniach jadłam jeszcze więcej niż wcześniej, bo przecież "spaliłam kcal to mogę sobie pozwolić". Trwałam w tym przez miesiąc.
Potem zaczęłam stosować diety cud, różne miesięczne programy odchudzające i NAWET wydałam kasę na dietetyka (najgłupsza rzecz ever).
Miesiąc temu postawiłam sobie cel: unormować to ile jem. Takim sposobem zaczęłam jeść 4 posiłki:
1. Śniadanie zawsze po wstaniu
2. Obiad około godziny 14/15
3. Kolację gdzieś w granicach godziny 18
4. Przegryzkę około godziny 21
Chodzę spać w granicach północy i później, więc moja przegryzka zapobiegała nocnemu podjadaniu.
Co do dnia dzisiejszego
Po miesiącu ustabilizowanej wagi oraz tego ile jem przyszedł czas na dietę i cięcia.
Dzisiaj zrezygnowałam z przegryzki (zaraz kładę się spać, więc nie będzie podjadania).
Zjadłam również o połowę mniejsze śniadanie niż zazwyczaj. I czuję się na prawdę świetnie!
W poniedziałek mam ważny dzień i chciałabym zrzucić chociaż kilogram, żeby widzieć, że coś się ruszyło!
****